Wczoraj w Instytucie Teatralnym pokaz pracy nad spektaklem pt. "Był sobie dziad i baba". Reżyserką przedstawienia jest Agnieszka Błońska (w zeszłym sezonie widziałem jej przedstawienie w Koszalinie), choreografką Anna Godowska, związana z Bretoncaffe, ale przede wszystkim występuje w nim czwórka emerytowanych tancerzy - pisze w swoim blogu Wojciech Majcherek
Powiem szczerze, że nie jestem zwolennikiem teatru tańca, czym zapewne daję dowód jakiegoś wstecznictwa. Ale wbrew miłośnikom tego gatunku, których jest dużo i coraz więcej, śmiem twierdzić, że ruchem czy gestem tancerz nie jest w stanie tak wiele wyrazić jak aktor dramatyczny słowem. Wolę aktora, który przez godzinę bez ruchu recytuje poezję niż tancerza, który przez dziesięć minut skacze, biega, macha rękami, zamiata włosami itd. i jest to przejaw ekspresji czegoś, co on czuje, a ja jedynie mogę się domyślać, na ogół zresztą mylnie. Nie przeczę: są przykłady teatru tańca, ruchu, czy jak go tam nazwać, które osiągają wymiar najwyższej sztuki. Tu oczywiście musi paść nazwisko Piny Bausch. Nie widziałem od dawna lepszego spektaklu niż jej pokazywany we Wrocławiu na dzień przed śmiercią "Nefes". Ale też w tym przypadku mamy do czynienia ze sztuką, która przekracza gatunkowe ramy i staje się najczystszą sceniczną poezją. To lubię