Czy może być większa kompromitacja dla gospodarzy niż 36 obcych sobie ludzi, stojących jak manekiny przez bite cztery godziny weseliska? W środę niepotrzebnie zagrało 36 aktorów. Jeśli Mikołaj Grabowski, reżyser, i Rafał Węgrzyniak, jego kierownik literacki, chcieli udowodnić, że Stanisław Wyspiański był grafomanem, a artyści Teatru Polskiego nie rozumieją podstawowych zadań scenicznych, to podczas premiery "Wesela" naprawdę im się udało. Tak złego spektaklu nie oglądałem przy ul. Zapolskiej od dziesiątków lat. Prof. Stanisław Bereś, siedzący o trzy krzesła na lewo ode mnie, z rozpaczy zasłonił oczy. Nastolatek o dwa krzesła w prawo - zasnął. Pomysł z "Kabaretu" Lipińskiej Maniera, aby bohaterowie zdarzeń odtwarzali swe role w tempie definiowanym na panelach wideo jako "slow", wydał mi się z początku intrygujący. Bo jeśli tekst Wyspiańskiego naprawdę jest portretem młodopolskiej formacji intelektua
Tytuł oryginalny
Smutne wesele
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Wyborcza - Wrocław nr 75