EN

5.12.1971 Wersja do druku

Smutne bo smutne, ale jak zrobione

SZTUKA Artura Millera, którą oglądaliśmy ostatnio w Teatrze Telewizji jest przeraźliwie smutna. No bo zastanówmy się: jest to opowiadanie o grze, w której każdy właściwie przegrywa. Ojciec rodziny staje się ofiarą wielkiego kryzysu finansowego przełomu lat dwudziestych i trzydziestych. Jeszcze tak niedawno potężny, opływający w dostatki i prestiż, teraz przygnieciony katastroficzną apatią, zagrożony nędzą, zamyka się w sobie, "wyłącza się" od świata i ludzi. Ma dwóch synów. Jeden z nich (Stanisław Zaczyk) jest indywidualnością co się zowie. Nic go nie obchodzi bankructwo, jest zdecydowany zrobić wielką karierę - między innymi poprzez studia - choćby nawet kosztem ojca. Odcina się od zbankrutowanej rodziny, robi swoje. Drugi - rezygnuje z ciekawie zapowiadającej się przyszłości, przyjmuje jakąś mizerną posadkę w policji - aby nie opuścić ojca, aby dostarczyć mu środków utrzymania i - co chyba równie ważne - pomóc mu psychicznie.

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Materiał nadesłany

Kierunki

Autor:

JERZY MILEWSKI

Data:

05.12.1971

Realizacje repertuarowe