"Umarłe miasto" Ericha Korngolda w reż. Mariusza Trelińskiego w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Bronisław Tumiłowicz w Dzienniku Trybuna.
Miłość często przedstawia się jako uczucie radosne, ale wiadomo, że może być też źródłem potwornego bólu. Taki właśnie temat obrali za wiodący twórcy przedstawienia, kompozytor Erich Korn-gold, który oparł treść opery na prozie Rodenbacha, a także reżyser Mariusz Treliński i scenograf Boris Kudlićka. Wszystko tutaj jest ciemne, smutne i tragiczne. Także wykonawcy - może tylko poza odtwórczynią głównej roli kobiecej, Marlis Petersen, będącą uosobieniem życia i temperamentu. Najbardziej bohater "Umarłego miasta" Paul - Jacek Laszczkowski - u którego ból widać, czuć i słychać. Doskonale mu partneruje Michał Partyka, świetny baryton robiący karierę na Zachodzie, a także solistka z Łodzi Bernadetta Grabias w roli służącej. Wszystkich oglądamy w onirycznych, przygnębiających dekoracjach, które krążą przed naszymi oczami na obrotowej scenie. I tylko muzyka nie jest pokręcona, przeciwnie: jędrna, drapieżna, miejscami bardzo rytmiczna