TEN pisarz sprawił nam niespodziankę. Startował przed kilkunastu laty (dokładnie w 1962 r.) surreali styczną błahostką sceniczną, zatytułowaną "O mój tato, biedny tato, mama powiesiła cię w szafie na śmierć a mnie się serce kraje na ćwierć", a dziś poznajemy jego późniejszą, wcale nie lekką i wcale nie odwodzącą od poważnego myślenia sztukę o zagładzie Indian północnoamerykańskich. Arthur Kopit postępuje z tym tematem uczciwie. Bo mógłby postąpić wykrętnie, półuczciwie, gdyby np. ujął (a były takie próby) temat wyniszczenia Indian jako przejaw koniecznego zwycięstwa cywilizacji nad człowiekiem natury, który nie chciał się poddać. A tak nie było, jak wiadomo. Indianie wyginęli nie dlatego, że taki był wyrok procesu dziejowego, lecz dlatego, że tak chcieli ludzie, którzy kładli fundamenty pod wielkość Ameryki. Los czerwonoskórych był w pewnej mierze i jest nadal metaforą losu ziemi, a raczej roli ameryka
Tytuł oryginalny
Smutek Buffalo Billa
Źródło:
Materiał nadesłany
Trybuna Ludu Nr 124