Maciej Wojtyszko dokonał w swojej inscenizacji zabiegu morderczego, ale w jakimś sensie usprawiedliwionego okolicznościami, które towarzyszą nam z zewnątrz i od wewnątrz; po drugiej stronie telewizorów. Wystawił mianowicie bajkę, alegorię na temat przemocy, strachu i zatraty człowieczeństwa pod wpływem strachu i żądzy władzy. Bajka ta została napisana przez rosyjskiego pisarza, który przypłacił to głową. Dwadzieścia parę lat temu Krasowscy w Teatrze Ludowym w Nowej Hucie pokazali ten utwór i od tego czasu był nieobecny na naszych scenach. A tymczasem wczoraj okazało się, że smok nie lata w bajce, ale po Warszawie, że rynek Nowego Miasta jest rynkiem miasta smoka, że wszyscy bajkowi ludzie, to nasi współobywatele i że bajkowa podłość, bajkowy strach i bajkowa zdziczała władza również występują w otoczeniu chwili teraźniejszej. Takie rozwiązanie alegorii jest chwytem za gardło widza. Prowokuje i przeraża. Szczególnie przerażająca b
Tytuł oryginalny
SMOK
Źródło:
Materiał nadesłany
Echo Krakowa nr 265