EN

4.01.2024, 14:43 Wersja do druku

Śmieszność z tatarem

„Polowanie na osy. Historia na śmierć i życie” wg Wojciecha Tochmana w reż. Natalii Korczakowskiej w Teatrze Studio w Warszawie. Pisze Benjamin Paschalski na blogu Kulturalny Cham.

fot. Natalia Kabanow/ mat. teatru

Historie kryminalne to atrakcyjny temat dla teatru i filmu. W okresie PRL istniała seria Teatru Telewizji ochrzczona mianem Kobry, gdzie zbrodnia i detektywistyczna intryga przyciągała przed ekrany szerokie masy odbiorców. Kultowy serial 07 zgłoś się bił rekordy popularności. Porucznik Borewicz nie jawił się tylko jako niezłomny as Milicji Obywatelskiej, ale również jego historie ukazywały tło obyczajowe półświatka i egzystencji lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku. Z owego specyficznego zainteresowania Polaków tematyką kryminalną zrodził się Magazyn Kryminalny 997, w którym rekonstrukcje zbrodni, poszukiwania przestępców ukazywały czarne strony ponoć epoki bez przemocy. Dziś triumfy święcą nadal opowieści podszyte oskarżeniami, sprawami prokuratorskimi czy też procesami sądowymi. Świadczy o tym powodzenie hitu stacji TVN – serialu Skazana. Pejzaż więzienny wzbudza zaciekawienie i niedowierzanie, a co najważniejsze jest interesującym miejscem inspiracji dla twórców. I chyba z owego zapatrzenia w szklany ekran powstała najnowsza premiera w warszawskim Studio. Dyrektorka artystyczna sceny Natalia Korczakowska za materiał wyjściowy wybrała książkę Wojciecha Tochmana Historia na śmierć i życie będąca próbą ukazania i rzucenia nowego światła na zbrodnię, która miała miejsce w początkach przemian w Polsce. Trójka maturzystów dokonuje napadu i morderstwa na młodej dziewczynie – Joli z Tarchomina. Wyrok – dożywotnie więzienie. Próba analizy indywidualnych motywacji, pokuty, zadośćuczynienia, społecznej percepcji, medialnej gry i rodzinnej tragedii to pola zainteresowania twórców. Budują oni wielowątkową opowieść, tautologiczną historię, poddając pod lupę to samo zdarzenie z odmiennych perspektyw. Główną bohaterką czynią młodą współuczestniczkę mordu, widząc w niej postać niejednoznaczną rozedrganą pomiędzy społecznym oskarżeniem bezwzględnej manipulatorki, która z zimną krwią pobudza do zbrodni, a jednocześnie człowieka, któremu należy się godność i prawo do egzystencji przynależne od poczęcia do naturalnej śmierci. Jednak z owego założenia tworzy się plastikowy obrazek, który nudzi i śmieszy. Bowiem widzenie tej samej opowieści z różnych perspektyw tworzy bezsensowny dokument i powiela książkową opowieść w niezłym opakowaniu, a nie kształtuje rzeczywistego dramatu jednostki.

fot. Natalia Kabanow

Korczakowska jest bezwzględna wobec widza. Katuje nas trzygodzinną powielaną non-stop historią. Punktem wyjścia jest przekaz medialny. Tylko problem polega na tym, że jesteśmy w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia, kształtowania technologicznego przekazu wizji i dźwięku, a efekt który widzimy na scenie jest dosłownie jakby ze studia obecnego programu informacyjnego. Dziennikarz Horst, niezły Bartosz Porczyk, prowadzi swój show jak Kamil Durczok główne wydanie Faktów. I nie szczędzi sobie dosłownego cytatu o zabrudzonym stole. Wstawka nikomu niepotrzebna, zbędna, nijaka. Ten pokaz dziennikarskiego szumu, z wykorzystaniem rodziny, ekspertów, specjalistów jest zabiegiem wskazania na percepcję społeczną i umiejętność manipulacji faktami. Pamiętajmy, że w naszej rzeczywistości oskarżenie jest już skazaniem. To tania pożywka dla całego segmentu dziennikarskiego, który nie zajmuje się informacją a oceną. I chyba to najciekawszy wątek przedstawienia, choć chybiony technicznie. Całkowicie rozjeżdża się wizja z dźwiękiem i śmieszy owa irracjonalna konwencja z kamerą w roli głównej. W owej newsowej sekwencji mamy ciekawie poprowadzone role. Tu swoją klasę ukazuje Daniel Dobosz, a przede wszystkim Sonia Roszczuk jako zagubiona Psycholożka. Jednak niemoc wychodzi na jaw, gdy zaczyna się część więzienna. I tu już non-stop powielane sekwencje nie rzucają nowego światła, ale wręcz przeciwnie nużą swoją schematycznością. Mamy próbę ukazania relacji więźniarka-strażniczka, miłość dwóch kobiet za kratami, ale co z tego, że dla poprawności jedna z nich jest grana przez mężczyznę – co wręcz zniesmacza. Dalej widzimy inną skazaną, panią pisarkę, która nigdy nie napisze wymarzonej książki o owej zbrodni, trochę tańca i oczywiście piosenki – rapowe songi, które mają być kolejną próbą opowieści o jednym zdarzeniu. Postępujące partie wywołują śmieszność i niezrozumienie. Zdarzenie radiowe, gdy mamy rozmowę dziennikarza z aktywistką Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka i spór o długość czasu odsiadki czy dożywocie, czy dwadzieścia pięć lat, a może siedemnaście, to mądralowanie o niczym. Wywołuje to pusty śmiech i politowanie. Nie wiadomo skąd eksperci biorą swoje przypuszczenia o resocjalizacyjnym efekcie kary i rzeczywistym właściwym czasie spędzenia przez osadzonego za kratami. Sprawa Norwega Breivika i jego mordu na wyspie Utoya unaoczniła wadliwość systemu penitencjarnego, a także rozpoczęła spór wokół problematyki słuszności i adekwatności kary. Nie jest to tylko kwestia praw człowieka, ale przede wszystkim aspekt moralny, prawny i społeczny. W spektaklu w ogóle te wątki nie występują. Jakby ktoś zapomniał co to sąd, kodeksy i normy prawne. Bez owej pogłębionej pracy analitycznej pozostaje publicystyka, która wypacza ów obraz i zaburza odbiór rzeczywistości. Jeżeli teatr porywa się na pogłębioną analizę zbrodni, przestępcy, to nie może odrzucać aspektu jurysdykcyjnego. Bowiem tworzy się baśń współczucia a nie prawdziwa historia.

Przedstawienie to trochę jak wyścig technologiczny z inną propozycją sceny – The Employees w reżyserii Łukasza Twarkowskiego. Tylko różnica polega na tym, że obecnie nie ma głębi, a pozostaje powierzchowność. Techniczna strona jest koślawa i ułomna, choć ładnie opakowana. Wartością spektaklu pozostaną aktorzy, którzy ciekawie poprowadzili własne role. Ale przesyt zabija każde zjawisko artystycznie i niestety taki efekt mamy w najnowszym przedstawieniu Studio.

Po dokonanej zbrodni Osa podobno podeszła do lodówki i zjadła tatara. I to jest kwintesencja tegoż wieczoru. To wyborne danie można przygotować na wiele sposobów i smaków. Otrzymaliśmy niby doprawione mięso, ale ze zbyt dużą liczbą składników, które kompletnie nie komponują się z surową polędwicą wołową. Przesyt powoduje niestrawność. I ja ją odczuwałem podczas wieńczącej piosenki chybionego wieczoru. W myślach pobrzmiewało pytanie – co jeszcze, ile jeszcze? Traumę zbrodni i kata zmieniono na śmieszność i trywialność. A przecież umiar buduje i trzeba pamiętać o tym, chcąc zrealizować kolejne ckliwe wieczory.

Tytuł oryginalny

ŚMIESZNOŚĆ Z TATAREM – „POLOWANIE NA OSY. HISTORIA NA ŚMIERĆ I ŻYCIE” – TEATRGALERIA STUDIO W WARSZAWIE

Źródło:

kulturalnycham.com.pl
Link do źródła

Autor:

Benjamin Paschalski

Data publikacji oryginału:

04.01.2024