"Miłość ci wszystko wybaczy" w reż. Przemysława Wojcieszka w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Barbara Hirsz w Trybunie.
Przemysław Wojcieszek klasycznieje. W przedstawieniu zrobionym bardzo tradycyjnymi środkami, kameralnym, gdzie aktorzy niemal ocierają się o widza i grają prosto, elementarnie, reżyser ściszonym głosem mówi o tajemnicy naszego losu. Ciągle jeszcze używa do tego celu komedii, którą tym razem zabarwia melancholią. Przeplata humor i sprawy ostateczne. Opowiada odwieczny taniec życia i śmierci. Nie jest to wcale wielka metafizyczna przypowieść. Ot, zwykła historia made in Poland o niepozornych ludziach szukających szczęścia. Jak w utworze muzycznym łączą się i rozchodzą motywy. Temat choroby i śmierci prowadzi Stanisław Brudny. Przesycony zmysłowością kontrtemat pokazuje, jak stopniowo rodzi się miłość młodej prostytutki i pielęgniarza. Jeszcze inny klimat, jak w intermezzo, wnosi do sztuki Piotr Borowski jako lekarz opętany magią tanga. Ta postać z dodatkiem surrealistycznego czarnego humoru dźwiga informacje naddane. Podnosi spektakl do metafor