"Cyrulik sewilski" w reż. Natalii Babińskiej w Teatrze Wielkim w Łodzi. Pisze Jacek Merczyński w Ruchu Muzycznym.
Kiedy w czasie uwertury umieszczony na scenie portret Rossiniego ożywa i kompozytor puszcza do nas oko, już wiemy, że "Cyrulik sewilski" ma być tylko eleganckim żartem. W Teatrze Wielkim w Łodzi zaczyna się przedstawienie, a Rossini, uśmiechnąwszy się lekko znika z wielkiego ekranu zawieszonego z tyłu sceny. Pojawiają się natomiast napisy, niczym w czołówce filmowej, ożywiane pomysłową animacją. Na samej zaś scenie postaci o ostrych konturach, przypominające wycinanki z papieru, przedstawiają się publiczności. Kilkoma gestami i ruchami oddają charaktery protagonistów "Cyrulika sewilskiego". Można to odczytać jako sygnał od reżyserki Natalii Babińskiej, że nie będzie zagłębiać się w psychologiczne niuanse, tylko chce narysować bohaterów grubą kreską, przenieść do współczesności typy z dawnej opery buffa. Zuchwałość i pokora "Cyrulik sewilski" to jednakże coś znacznie więcej. Pisany był z zuchwałością - Gioacchino Rossini zabrał