"Kpiny i kpinki" w reż. Mirosława Bielińskiego w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach. Pisze Jakub Wątor w Gazecie Wyborczej - Kielce.
Teksty Wojciecha Młynarskiego i Mariana Załuckiego, na których oparty jest spektakl "Kpiny i kpinki", są gwarantem dobrej zabawy. Aktorzy nie mieli zatem trudnego zadania. Wystarczyło pośpiewać, porecytować i już publiczność doskonale się bawiła. A, że najczęściej pojawiającym się w scenach motywem był alkohol, to tym bardziej sukces murowany. Cała scena była zaaranżowana na klimatyczną knajpę, w której goście - popijając wódkę - opowiadali, śpiewali. Trudno mówić o jakiejkolwiek fabule. "Kpiny i kpinki" to po prostu seria poprawnie zagranych skeczy i piosenek. To bardziej kabaret niż teatr. Z aktorów najlepiej wypadł Łukasz Pruchniewicz. Jego twarz świetnie pasowała do życiowego nieudacznika, którego grał w większości swoich wejść. Chwilę uwagi należy jeszcze poświęcić dyrektorowi Piotrowi Szczerskiemu. W tym sezonie postawił on na "teatr ekstremów", czyli prezentowanie zupełnie odmiennych od siebie sztuk. Raz komedia, raz tra