Daniel Kalinowski, Julian Swift-Speed i Wioleta Komar - te nazwiska zdominowały ubiegłoroczne polskie festiwale jednego aktora. Słupscy aktorzy zbierali laury wszędzie, gdzie się pokazali. Ale miastem monodramu okrzyknięto Słupsk już na początku lat 70. - pisze Joanna Jusianiec w Dzienniku Bałtyckim.
W 1973 roku na Ogólnopolskich Spotkaniach Teatrów Jednego Aktora w Zgorzelcu pierwsze nagrody przyznano - Jerzemu Karnickiemu i Ryszardowi Hetnarowiczowi z teatru Rondo. Jeszcze w tym samym roku słupszczanie wystąpili we Wrocławiu. Konkurowali z profesjonalistami. - Jury było zachwycone naszymi aktorami - wspomina Antoni Franczak, reżyser monodramów. - Grali słowem, ruchem. Nie mieli rozbudowanych scenografii jak inni. Jurkowi musiała wystarczyć czerwona płachta, a Ryśkowi... kapelusz. To były ich rekwizyty. Karnicki i Hetnarowicz to najstarsze pokolenie słupskich monodramistów. Po nich przyszli następni. Franczaka, który został dyrektorem Słupskiego Ośrodka Kultury, w Ośrodku Teatralnym Rondo zastąpił Stanisław Miedziewski. Najpierw reżyserował spektakle wieloosobowe, ale później spośród swoich podopiecznych zaczął wyławiać "perełki" i pracować z nimi. Najpierw znalazł Marcina Bortkiewicza i odkrył Caryl Swift (dziś oboje pracują w Kaliszu).