- W Betty jest wiele cech mojej matki, innych kobiet, które gdzieś kiedyś widziałam, i pewnie sporo ze mnie - mówi MARTA LIPIŃSKA przed dwusetnym spektaklem "Namiętnej kobiety" w Teatrze Współczesnym w Warszawie.
Rozmowa z Martą Lipińską przed dwusetnym spektaklem "Namiętnej kobiety": Słuchając oddechu publiczności Od prawie dwóch lat gra pani Betty w "Namiętnje kobiecie". Jaka to postać? - Bardzo ją lubię. Bogata, kolorowa, mająca wiele wymiarów. Daje mi szansę pokazania aktorskich umiejętności. Chociaż przyznam szczerze, że bite dwie godziny na scenie kosztują mnie sporo wysiłku, zarówno fizycznego, jak i psychicznego. Po każdym spektaklu jestem półżywa ze zmęczenia. Czy przez ten czas Betty się zmieniła? - Nie. W tym teatrze jesteśmy umówieni, że to, co zostaje zaakceptowane w dniu próby generalnej, gramy przez wszystkie przedstawienia. Pracując nad rolą, zbierałam wszystkie możliwe doświadczenia i układałam z nich jedną żywą osobę. W Betty jest więc wiele cech mojej matki, innych kobiet, które gdzieś kiedyś widziałam, i pewnie sporo ze mnie. Spektakl ten sam, ale widzowie za każdym razem inni... - Rozróżniamy różne