Po raz pierwszy spotkali się w listopadzie. Do premiery doszło po ośmiu męczących miesiącach prób. Długo nie wierzono, że "Słuchaj, Izraelu" zostanie pokazane publiczności, a gdy już na pewno było wiadome, że Jarocki nie zrezygnuje z wystawienia sztuki, zaczęto obawiać się, że nie nastąpi to przed wakacjami. Po Krakowie krążyły niepokojące wieści, że z woli reżysera nastąpił całkowity paraliż działalności teatru, bo wszystko zostało podporządkowane drakońskim rygorom prób. A zespół? W zespole - jak ktoś ładnie określił - nastąpiło prawdziwe "pospolite ruszenie". Przez scenę przewinęło się blisko 70 aktorów, nie licząc gromady statystów. Słowa "przewinęło się" użyłam właściwie, ponieważ w dramacie Jerzego Sity można mówić o kilku zaledwie rolach (nie wiem czy i to nie jest przesadą) - pozostałe są maleńkimi epizodami. Zwykle powierza się aktorom skazanym na grywanie "ogonów"; tu tłum epizodzistów tworzyli aktorzy
Tytuł oryginalny
Słuchaj Izraelu
Źródło:
Materiał nadesłany
Echo Krakowa