Cała byłam wobec tego spektaklu na tak. Temat, tekst, reżyser, aktorzy... - wszystko budziło moje żywe zainteresowanie i pozytywne nastawienie. Dlaczego więc te dwie godziny dłużyły mi się w nieskończoność? No, dlaczego? EWA OBRĘBOWSKA-PIASECKA Kurtyna idzie w górę, a na scenie mamy nowoczesną, przeszkloną konstrukcję po sufit. Jak bank? Jak kościół? Wewnątrz grupa ludzi: zbiorowość. Wydąją z siebie wspólny, przeciągły, medytacyjny pomruk (to legendarna "pieśń" z warsztatu Living Theater) i robi się jakoś tak niezwykle, podniośle, ale też sztucznie... Jakby zbyt teatralnie. Co dalej? Przestrzeń zostaje domknięta, pojawia się stolik przykryty zwykłą ceratą, na nim waza z zupą i talerze. Sąsiedzi Józefa K. jedzą obiad i komentują widok zza okna. Bankowego prokurenta z naprzeciwka właśnie aresztują... Starsi państwo i ich syn komentują: nakradł się! a tam nakradł! - to uczciwy człowiek; dobrze mu tak; szkoda go... C
Tytuł oryginalny
Slowo honoru: nie rozumiem
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Wyborcza - Poznań