Dzięki kurtuazji Adama {#os#835}Hanuszkiewicza{/#} mogłem obejrzeć "Beniowskiego". Biletów normalnie kupić nie można, chyba że na parę tygodni naprzód, a na parę tygodni naprzód ja planować nie umiem. Skorzystałem więc z dżentelmeńskiej oferty dyrektora Teatru Narodowego, dostawiono mi krzesło, na którym, bujając się rytmicznie w takt wersetów poematu, oglądałem to widowisko, usiłując zgłębić tajniki duszy artystów. Obydwu. Tego, którego teksty recytowali lub wyśpiewywali aktorzy, oraz tego, który to wszystko sobie wyobraził i ożywił. Hanuszkiewicz miał w środowisku opinię trochę enfant terrible. Przystojny, pewny siebie, arogancki, teoretyzujący zawile, niespokojny, gwiazdorski i gromiący gwiazdorstwo zarazem, a gromiący bezlitośnie! - pomysłowy, łamiący ileś tam teatralnych kanonów, likwidator kurtyny w teatrze, wróg duży Grotowskiego i jego eksperymentów, słowem - postać kolorowa. Naturalnie
Tytuł oryginalny
Słowaszkiewicz
Źródło:
Materiał nadesłany
Panorama Północy Nr 17