EN

1.07.2014 Wersja do druku

Slow kultura, czyli pochwała nudnych oper

Nuda - to jest to, czego mi tak często brakuje. Nuda - boski stan zalecany przez psychologów, którzy postrzegają ją jako przyczynek do autorefleksji. Na scenie nuda, na widowni ja, uwięziony przez innych widzów, a wtedy moje... "marzenia szybują jak ptaki po niebie" i rodzą się pomysły, i rozwiązania problemów, i mocne postanowienia. Za sprawą dobrych spektakli może staję się lepszym człowiekiem, za sprawą nudnych - bardziej uporządkowanym i spokojnym - pisze Jerzy Snakowski w portalu Trójmiasto.pl.

Co?! To już?! Minął maj? I czerwiec też już za nami?! Ale jak?! Ale gdzie?! Ale kiedy?! Rok w rok ze zdziwieniem odkrywam, że minęło to, co najlepsze. I to w tempie presto prestissimo. Coś, za czym później tęskni się rytualnie od lipca do kwietnia. I co nie wróci. Więc obiecuję sobie, że w przyszłym roku nie przegapię jeszcze pustych plaż, jeszcze nieprzeludnionego Monciaka, długich jasnych wieczorów, że wcześniej postaram się o bilety na ten czy inny wiosenny festiwal. I co? I jak zwykle: zapominam, przegapiam, marnuję? A przecież wystarczyło nieco przyhamować. Jasne! Łatwo powiedzieć! Ale jak to zrobić, gdy kuszą wyzwania, ambicja i mamona. "Za co lubi pan operę?" - spytała pewna pani. No jak to za co? Jak można zadawać mi takie pytania! No, za... I tu przyłapuję się, że brakuje mi spontanicznej odpowiedzi. Ale jeśli się dłużej zastanowię, to odnajduję ich kilka, czasem przedziwnych. Otóż, jak powiadają doświadczeni życiem,

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Slow kultura, czyli pochwała nudnych oper

Źródło:

Materiał nadesłany

www.trojmiasto.pl

Autor:

Jerzy Snakowski

Data:

01.07.2014