Znajomy kelner z Klubu Dziennikarza na pytanie, co aktualnie można smacznego zjeść, odpowiada z humorem i rozbrajającą szczerością: Nie wiem, ja tutaj nie jadam, ja tylko podaję. A skoro zdarzenie ma miejsce w klubie środowiskowym, ową anegdotę odniósłbym do konsumentów, dziennikarzy. Czy z daniami, jakie codziennie pichcą swoim czytelnikom, utożsamiają się czy też podają je beznamiętnie albo interesownie. Serwując relacje, historyjki, odnoszą się do nich jak Japończycy, twierdzący, iż pasją ludu jest zaledwie znajomość drobnych faktów, przez co lud chciałby tylko wiedzieć czy Chrystus był dziecięciem nieślubnym. A może w rzecz wstępują jak Amerykanie, kpiący nazbyt szczerze, iż jeśli czymś zajmie się prasa, fakty są stracone na zawsze, także dla protagonistów. A więc zdobywać fakty i później przekręcać je w sposób dowolny, wierzyć tylko w maszynę do pisania czy rozdzierać koszulę, godowym głosem kusić, mamić i ostrzegać.
Źródło:
Materiał nadesłany
"Gazeta Robotnicza" nr 17