"Mrok" w reż. Artura Tyszkiewicza w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Alicja Brudło w portalu ksiazeizebrak.pl.
Jak przystało na spektakl o tym tytule: jest ciemno. Na scenie jeden jasny punkt: oświetlona, pełna wyrazu twarz mężczyzny z... nosem klauna. Próbuje rozśmieszyć swoją mimiką publiczność. I udaje się! Pierwszy kontakt, choć bez słów - skutecznie nawiązany. Dalej jednak nie jest śmieszno, wręcz przeciwnie: z głośników wydobywa się pełna nadziei muzyka Sigur Rós - stały element towarzyszący najbardziej wzniosłym i emocjonalnym fragmentom sztuki. Klaun przerywa milczenie, uzewnętrznia się opowiadając historię o swoim tragicznym losie. Po jakimś czasie można zauważyć, że scena podzielona jest białymi pasami na sześć równych kwadratów - regularnie w którejś z części pojawia się jeden z bohaterów. Przypomina to nieustannie toczącą się grę w "kółko i krzyżyk": co chwila nowa seria i nowe ustawienie połączonych ze sobą postaci. Tkwimy w mroku: to światło wybiera za widza, na czym może i powinien się skupić. Scenografia, kos