SŁODKĄ zemstę, po wiek wieków, zgotował hrabia Aleksander Fredro teatrowi ojczystemu. Zostawił "klejnot jedyny w skarbcu komediowym wszystkich literatur" (określenie Boya), który niezmiennie kusi swoją urodą pokolenia reżyserów. Ale po to, by zabłysnąć - godnej klejnotu wymaga oprawy. Oto smak tej zemsty: teatru pożądanie i - bywa - niemoc. Szczęściem nie mamy do czynienia z takimi skrajnościami w Teatrze Narodowym, który wystawieniem "Zemsty" czci aż dwie godne rocznice: 150-lecie prapremiery tego arcydzieła i półwiecze scenicznej kariery Kazimierza {#os#5151}Wichniarza{/#}, aktora, którego wszyscy kochamy. Wzruszający odświętny wieczór pamiętać będą długo widzowie i przyjaciele, ściskający Jubilata wśród kwiatów i życzeń. Dłużej może niż sam spektakl, który wprawdzie się rządzi szlachetną poprawnością, acz nie porywa bez reszty. Krasowski, inscenizując "Zemstę" (nie po raz pierwszy w swojej karierze), pa
Tytuł oryginalny
Słodka zemsta
Źródło:
Materiał nadesłany
Express Wieczorny nr 70