Jan Peszek precyzyjnie podszedł do realizacji tekstu Mateusza Pakuły. Jego inscenizacja "Sło" na deskach wrocławskiego Teatru Lalek może stać się jednym z najciekawszych spektakli w repertuarze i, szczęśliwie, pozostawia widza niespokojnym dając mu czas na własną refleksję. Pakuła napisał sztukę nie bez powodu. W tym roku przypadają dwie ważne rocznice związane z Juliuszem Słowackim w tym 200 -lecie urodzin wieszcza. Jednak "Sło" daleko do szkolnej laurki czy rocznicowej laudacji. Słowacki jest tu postacią początkowo niemal nieistniejącą, bo w świecie popkultury jego nazwisko nic nikomu nie mówi. Główny bohater sztuki - uczestnik (Tomasz Maśląkowski), który przystępuje do gry komputerowej chce rozporządzać zupełnie inną postacią, choćby Stevenem Seagalem. Niestety, aktor - karateka jest już zajęty, bohatera ktoś uprzedził, podebrał ciekawy pionek. Teraz jest zmuszony zagrać Słowackim (komentarz głosi, że to "poeta romantyczny o nie
Tytuł oryginalny
Sło czyli co nam po Słowackim
Źródło:
Materiał nadesłany
Kulturaonline.pl