"Mefistofeles" w reż. Tomasza Koniny w Operze Krakowskiej. Pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.
Dzisiaj szatan nie zawsze kusi skutecznie, ale "Mefistofeles" potwierdza, że Opera Krakowska ma bardzo dobry rok. To kolejna ważna premiera w Krakowie po "Miłości do trzech pomarańczy" wystawionej wiosną. Może dlatego, że już za dwa tygodnie Opera Krakowska będzie świętować 60-lecie, a może w jej zespoły wstąpił inny duch, na scenie pojawiają się nowi soliści, dyrekcja ma odwagę sięgać po niestandardowe tytuły. "Mefistofeles" Arrigo Boito nie ma tej drapieżności ani szaleństwa co "Miłość do trzech pomarańczy". Jest utworem bardziej dostojnym, bo jak tu zaszaleć, gdy prolog toczy się w sferach niebiańskich, a szatan zakłada się z Bogiem o duszę Fausta. Równie podniosły jest finał, w którym Mefistofeles musi uznać swą porażkę. Pomiędzy tymi scenami szatan nieustannie podsuwa Faustowi pokusy o atrakcyjnych kobiecych kształtach, ale jest to opera o próbie znalezienia duchowego szczęścia, a nie o zanurzeniu się w zmysłowych uciech