Aby uwolnić się od widma przyszłej Skrzywankowej inscenizacji najpaskudniejszej grafomanii w historii naszej cywilizacji ["Mein kampf" Adolfa Hitlera, zapowiadanej w Teatrze Powszechnym w Warszawie], udałem się do Częstochowy prosić Panią Jasnogórską o opiekę nad tym utalentowanym szaleńcem, ale przede wszystkim aby przemówiła do zacnego grona tamtejszych działaczy kultury w sprawie pamięci o Józefinie, Janie i Edwardzie Reszke, wielkich na światową skalę polskich śpiewakach (a nie wokalistach, jak pisze się w częstochowskich publikatorach) z przełomu XIX i XX wieku - pisze Sławomir Pietras w Angorze.
Założono, że każdy sposób uczczenia stulecia Powstania Wielkopolskiego jest dobry, byleby zapewnił frekwencję i ucieszył tłumy późnych wnuków zmarłych już dawno powstańców. Dano więc na boisku poznańskiego Kolejorza galę piosenkarzy na czele z utworem "Był bal...", śpiewanym przez Marylę Rodowicz, która to Powstanie powinna pamiętać, bo ciągle trzyma się młodo i żwawo, jakby w dzieciństwie pojono ją spirytusem. Ale czy ten repertuar i ci wykonawcy na tę właśnie okazję...? Podobnie niefortunnie postąpił Teatr Polski ze swoją rocznicową produkcją "27 grudnia" [na zdjęciu] (to data wybuchu Powstania). Rzecz jest o przyjeździe Paderewskiego do Poznania (żona pianisty Helena została przedstawiona inaczej, niż było naprawdę), o Franciszku Ratajczaku - przypadkowej, ale pierwszej ofierze Powstania, o jakimś Sztabie Generalnym i postaciach snujących się w oparach "uniwersalnej baśni dla młodzieży", jak określił to Jakub Skrzywanek, reż