TEMPERATURA powietrza w ten czerwcowy wieczór nie przekraczała chyba dziesięciu stopni. Widzowie w najcieplejszych ubraniach dodatkowo owijali się kocami; młoda dziewczyna paradująca w czasie przerwy w autentycznym kożuchu i botkach budziła zazdrość u innych pań. Znajomy dziennikarz, lekkomyślnie odziany tyko w koszulę usiłował okryć się i ogrzać... Impregnowanym płaszczem swojej sąsiadki; znany lekarz ratując się fufajką przytulał się do pani Krysi. Kilkoro dzieci (zupełnie nie wiem co one miały do roboty przed północą w Operze Leśnej), biegało wzdłuż kanału orkiestrowego. Było nas, tych śmiałków, którzy odważyli się wybrać w ostatni, czerwcowy wieczór anno Domini 1984 do sopockiej opery niewielu, bardzo niewielu; chwilami nawet zdawało się, zwłaszcza po drugiej przerwie, że jest nas mniej, niż występujących artystów. Smutne to, tym bardziej że łódzki Teatr Muzyczny przywiózł na Bałtyckie Spotkania Oper i Teatrów Muzycz
Tytuł oryginalny
Skrzypek na dachu
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Bałtycki nr 156