Mamy musical proszą państwa! Już nie pół, nie ćwierć, nie patriotyczną śpiewogrą lub pastorałką, ale klasyczny musical. Co prawda nie "made in USA", ale "made in Hungary". "Strych" z librettem Dusana Szievanovity i Petera Horwatha i muzyką Gabora Pressera przybywa do nas z Egeru nie musi się wcale tego wstydzić. Myślę, że ten musical bardzo nam się teraz przyda. Któż nie ma ochoty na chwilę pełnego relaksu, wytchnienia, zabawy i autentycznego wzruszenia? Reżyser węgierski Laszlo Gali, wspierany w ostatecznym kształcie spektaklu przez Andrzeja Rozhina, umiał wyważyć wszystkie te elementy, tak aby nie było ani za śmiesznie ani za łzawo.. Raz tak, raz tak - to sumie to sam raz. Jest więc strych. Scenografia Petera Kastnera, zachowując poetykę rupieciarni, śmiało strzela ku gwiazdom, skąd przybywają zabłąkane duchy. Dzięki tej scenerii łatwo uwierzyć, że znajdujemy się w miejscu "gdzie niebo łączy się z ziemią". Cytat jest poetycki, al
Źródło:
Materiał nadesłany
Kurier Lubelski