Należę do miłośników książki Jerome'a K. Jerome o trzech panach w łódce, przy czym szczególną sympatią darzę Montmorency'ego, który ma tę przewagę nad trzema dwunożnymi, że sprawy bierze zwyczajnie i po prostu. Zaś następstwem tejże postawy jest fakt, że zachowuje filozoficzne milczenie, z niewyczerpaną cierpliwością słuchając swoich pionowych kumpli. I pewnie dlatego, kiedy Jerome opowiada, jak to - zainspirowany dolegliwościami własnej wątroby - podjął poważne studia w Muzeum Brytyjskim, by skonstatować, że jedyną chorobą, która go nie dopadła, jest puchlina kolan. Montmorency wyrozumiale i dyskretnie udaje, że nie słyszy. Rozumie bowiem, że bóle wątroby są najpewniej efektem przejedzenia, zaś dolegliwość, która naprawdę trapi Jerome'a, to zaawansowana hipochondria. Do obszernego cytatu z "Trzech panów w łódce", zamieszczonego w artykule autorstwa Krystyny Duniec i Joanny Krakowskiej, wróciłam z przyjemnością. Podczas dalszej
Tytuł oryginalny
Skromne racje Montmorency'ego
Źródło:
Materiał nadesłany
Didaskalia-Gazeta Teatralna nr 96