Rozmowa z Piotrem Fronczewskim
- Nie po raz pierwszy jedzie pan do Stanów Zjednoczonych. Był pan tam już z kabaretem "Pod Egidą" i ze spektaklami teatralnymi. Jaki jest odbiór żywego polskiego słowa za oceanem? - Byłem w Stanach wielokrotnie, nie w celach turystycznych, ale "za chlebem". Kilkakrotnie występowałem z "Egidą". Na ogromnych, sześcio-, siedmiotygodniowych trasach przemierzaliśmy po kilka tysięcy mil, odwiedzając Chicago, Nowy Jork, ale i zupełnie i małe miejscowości, gdzie najczęściej przygarniał nas proboszcz polskiego kościoła. Bywaliśmy tam w czasach szalejącej cenzury, w środku komunistycznej epoki, jak i na przełomie lat 70. i 80. Odbiór niekiedy był zaskakujący, często o wiele lepszy niż na miejscu, w Warszawie. Jeździłem również z innymi formami. Ze "Skizem" Gabrieli Zapolskiej w reżyserii Witolda Zatorskiego i "Mazepą" Juliusza Słowackiego, w reżyserii Gustawa Holoubka. Z "Mazepą" byliśmy w Stanach Zjednoczonych i w Kanadzie. Ten w gruncie rzeczy kame