"Gdyby Pina nie paliła, to by żyła" w reż. Cezarego Tomaszewskiego w Teatrze im. Szaniawskiego w Wałbrzychu. Pisze Jakub Papuczys, członek Komisji Artystycznej XXIV Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.
Aktorzy powoli ustawiają się przy rozłożonych na scenie krzesłach, przyjmują baletowe pozy, niespiesznie rozgrzewają swoje ciało przed występem. Głos z offu zapowiada, że za chwilę przed nami "spektakl zespołu, na który w Polsce czekaliśmy od dawna", czyli sławnego Tantzteater Piny Bausch z Wuppertalu. Po chwili słyszymy, jak inspicjent informuje aktorów, że zaraz zaczynają. Jego głos jednak nagle załamuje się i przechodzi w histeryczny szloch. Ten prolog odnosi się do występu zespołu z 30 czerwca 2009 roku we Wrocławiu. To wówczas tuż przed pokazem wszyscy dowiedzieli się o śmierci Bausch. "Dwa pierwsze spektakle graliśmy, jakby stała za kulisami, trzeci już tylko z pamięci" - pada potem w spektaklu. Choć początek przedstawienia w reżyserii Cezarego Tomaszewskiego "Gdyby Pina nie paliła, to by żyła" według tekstu Aldony Kopkiewicz, zrealizowany w Teatrze Dramatycznym w Wałbrzychu, zaczyna się od nawiązania do bardzo konkretnego wydarzenia