GDYBY do ostatniej komedii Teodozji Lisiewicz "Skórka z pomarańczy" przykładać jakieś sztywne kryteria, układane sub specie aeternitatis, można by powiedzieć, że jest to utwór błahy. Ale rzecz w tym, że do komediopisarza nie wolno przykładać takich miarek: wymaga się od niego ostrego spojrzenia na życie i podania jego esencji w formie lekkiej, ukwieconej uśmiechem. Nie chodzi tu o kamień filozoficzny, ani o głębię wielkich zamyśleń: autor komedii ma prawo pokazać samą powierzchnię mieniących się zdarzeń, samą tylko piankę bytu. Jeśli - bawiąc i zarażając uśmiechem - daje jeszcze coś więcej, winniśmy mu dodatkową wdzięczność. Teodozja Lisiewicz przekroczyła minimum wymagane od lekkiej komedii: z wdziękiem i niemałym zrozumieniem, ba: z kobiecą intuicją nawraca w swych komediach do spraw rodzinnych i małżeńskich. Wykazuje przy tym kulturę uczuć i czyni postępy w technice pisarskiej. Akt pierwszy i drugi "Skórki z pomarańczy" wydaj
Tytuł oryginalny
Skórka z Pomarańczy
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie (Londyn)