"Versus" - będąc mistrzostwem formy - wzrusza, wstrząsa, boli. Jego siła wynika przede wszystkim z bezkompromisowych, radykalnych kreacji aktorskich - o "Versus. W gęstwinie miast" w reż. Radka Rychcika w Teatrze Nowym w Krakowie pisze Monika Kwaśniewska z Nowej Siły Krytycznej.
Wolna amerykanka - wszystkie chwyty dozwolone! Pochwała sztuczności! Nie musisz nic przeżywać, masz tylko pokazywać, że czujesz. Przesadnie, sztucznie, ostentacyjnie! Nikogo nie obchodzi, co masz w środku, skoro przyszedł oglądać twoje ciało: jego reakcje, konwulsje, tryumf. Spektakl Radka Rychcika zaczyna się monologiem pochwalnym dla wolnej amerykanki wygłoszonym przez stojącą sztywno na środku sceny aktorkę w czarnej koszulce na ramiączkach, rajstopach i założonych na nie majtkach. Cechy wolnej amerykanki przekładają się idealnie na styl jej gry. Dziewczyna ma ciało usztywnione jak manekin, mimika zamienia jej twarz w serie nakładanych jedna po drugiej masek. Każdy kanciasty ruch i wyraz twarzy są celowe, obmyślone, przesadzone. Mowa ta jest niczym rozgrzewka lub wprowadzenie, podczas którego objaśnione i zademonstrowane zostają reguły gry, które obowiązywać będą w całym spektaklu. Akcja toczy się na pustej scenie, na tle czerwonej, lśniące