"Pożarcie królewny Bluteki" w reż. Moniki Martini-Madej w Teatrze im. Mickiewicza w Częstochowie. Pisze wp w Dzienniku Zachodnim.
Aktorzy brykają na scenie, a święty Mikołaj zgarnia pieniądze do swego worka - taki jest typowy grudniowy biznesplan teatralny. Nasza (s) cena potrzebuje pieniędzy. Co z tego mają widzowie, czyli dzieci? Paczki, tylko paczki. Na szczęście najnowszy produkt naszego teatru, "Pożarcie królewny Bluetki" Macieja Wojtyszki trwa tylko 45 minut. Wytrzyma każdy widz, nawet jeśli ma tylko 5 lat. Niby-bajka Wojtyszki nie ma żadnej akcji: smok nie porwał królewny, małe królestwo nie posiada rycerzy gotowych do obrony wyżej wymienionej dziewicy, Dobra Wróżka cierpi na sklerozę. Postacie bajki: nieśmiały Paź (Antoni Rot), nieładna i zahukana Królewna (Paula Kwietniewska), Wróżka (Teresa Dzielska) i kolejni tchórzliwi obrońcy z ogłoszenia (wszystkich czterech gra śmiesznie Miś Kula) biegają bezładnie po scenie, a przy tym ciągle gadają i gadają, czasami tylko zaśpiewają jakąś piosenkę. W takiej sytuacji do akcji trzeba włączyć dzieci i to one idą do