Osiem miesięcy pobytu w Teatrze Wielkim w Warszawie wspominam jako wielkie zmaganie z szaleńcami i sabotażystami - mówi Sławomir Pietras (na zdjęciu), dyrektor Teatru Wielkiego w Poznaniu, były dyrektor Teatru Wielkiego-Opery Narodowej w Warszawie, w rozmowie z Bronisławem Tumiłowiczem z Przeglądu.
To, że po raz drugi wyrzucono pana z Teatru Wielkiego-Opery Narodowej, wcale nie uzdrowiło sytuacji na tej największej scenie. Może więc popełniono błąd? - Z pewnością, choć w tej sprawie wypowiem się dopiero w przyszłości. W tej chwili jest to ciągle materia delikatna i należy raczej uważać, co się stanie ze sceną narodową w najbliższej przyszłości. Pewnie proponowano odejście za porozumieniem stron? - Ale porozumienia nie było, tylko defenestracja. Dokładnie kierowałem Teatrem Wielkim w Warszawie od 8 maja 2005 r. do 31 stycznia 2006 r., a teraz słyszę, że Kazimierz Kord, który też już zrezygnował z posady dyrektorskiej, miał powiedzieć, że trzeba będzie na piechotę iść do Poznania, by Pietrasa przeprosić. Ale tu nie chodzi o przepraszanie mnie. A o co? - O odwrócenie fatalnej decyzji, którą wydał poprzedni minister kultury, Waldemar Dąbrowski, całkowicie ubezwłasnowolniającej dyrekcję Opery Narodowej. To był pomysł z Machiavell