"Impresario w opałach" w reż. Roberta Skolmowskiego w Teatrze Wielkim w Łodzi. Pisze Renata Sas w Expressie Ilustrowanym.
Nie kupuje się stylowych drobiazgów na straganie pod "Górniakiem", nie pakuje się dworskiej opery do Hali Sportowej, bo nie służy to ani kameralnej orkiestrze, ani małemu zespołowi solistów. Reżyser Robert Skolmowski znalazł jeszcze jeden kiepski wariant. XVIII-wieczną ramotkę Domenica Cimarosy "Impresario w opałach" przeniósł na zaplecze teatru i osadził w kingsajzie. A że jest to opera buffo, uznał, iż najlepiej będzie przerobić ją na coś w rodzaju kabaretowych skeczy. Żeby było jeszcze weselej, widzom usadzonym na składanych plastikowych krzesłach zafundował jazdę (bez trzymanki) na jęczącej i piszczącej pokutnie obrotowej scenie... Muzycy, pod kierunkiem Bogdana Olędzkiego, nie mieli łatwego zadania, przebijając się przez zgrzyty techniki. Żal zwłaszcza waltorni i szpinetu. Opera o operze, o zawistnych śpiewaczkach, poecie, kompozytorze oraz impresariu, który ucieka z kasą, rozgrywa się między gigantyczną wanną a gigantycznym krzesłe