Przez wszystkie lata pięknej, mądrej, arcypolskiej kariery był bezkompromisowy, prawdomówny i zawsze odważny. Nawet wtedy, kiedy schodząc z warty w Teatrze Wielkim, na pogrzebie swojego wielkiego poprzednika, szepnął do Hiolskiego i Ładysza: To, co Opera Warszawska najlepiej wystawiła, to trumnę Kiepury! - o tenorze Bogdanie Paprockim, w przeddzień jego 90. urodzin, pisze Sławomir Pietras w Tygodniku Angora.
Oglądanie "Lunatyczki" Belliniego na Zamku w Szczecinie to niespodzianka, atrakcja, zaskoczenie i niekłamana satysfakcja. Opera Szczecińska, działając w warunkach skrajnego ubóstwa, jako jedyna ma w repertuarze wszystkie opery Moniuszki. Od lat poważnie traktuje spektakle dla najmłodszych. Najlepiej prezentuje coroczne turnieje tenorowe. Natomiast podczas wakacji zaprasza na widowiska plenerowe, których "Lunatyczka" jest ambitnym przykładem. Gdy wracałem przepełniony szczecińskim belcantem, trafiłem na Chojnice. Tu mieszkał w dzieciństwie i młodości Bogdan Paprocki [na zdjęciu]. Tutaj otrzymał wychowanie i wykształcenie, spróbował brzmienia swego przepięknego głosu i wcielony do wojska, przez Kraków i Lublin, rozpoczął tenorową karierę. Wprawdzie urodził się w Toruniu, ale nie rywalizując z Kopernikiem, od pewnego czasu woli kojarzyć się z piernikami, bo poza talentem słynie z dowcipu i ciętego języka. Te porównania rodzą serdeczną zadumę