Odświętnie przebrany Indianin udał się w odwiedziny do Eskimosa. Zasatał go przed zlodowaciałym igloo. Zagadał: - Co słychać ? - Przestań się wygłupiać - burknął Eskimos - przecież wiesz, że obaj pracujemy w tym samym skansenie. Ten (wymyślony i opowiadany przez przyjaciela) dowcip przypomniał mi się w związku z zabiegiem, jakiego dokonał Durrenmatt, aranżując "Taniec śmierci". Durrenmatt przepędził demony, odebrał postaciom Strindberga ich tajemnice, kazał im wystawiać na pokaz swoje wnętrza. Zlaicyzowany dramat stał się sprawnie napisaną komedią, schludnym skansenem, gdzie nawet nędza musi być widowiskowa i malownicza. Tolerancyjny adaptator dopuścił do głosu wszystkie barwy życia. Pod warunkiem, że będą one czarne... Jeśli coś drażni, to chyba właśnie rzemieślnicza sprawność przeróbki. Funkcjonalność konfekcji. Prawda, że, jest to krótka seria. Ma jednak fabryczny znak najwyższej jakości, odbierający Strindbe
Tytuł oryginalny
Skansen
Źródło:
Materiał nadesłany
Szpilki Nr 15