"Macica" w reż. Piotra Szczerskiego w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach. Pisze Lidia Cichocka w Echu Dnia.
Wulgaryzmy, które padają ze sceny, nie porażają, na ulicy słychać ich znacznie więcej. Sztuka Marii Wojtyszko "Macica", wystawiona w kieleckim teatrze, jest kontrowersyjna. Dziewczyny mogą potraktować ją jak swój manifest, bo stawia pytania, które zadają sobie właśnie one. Wiktoria, dziecko stanu wojennego, studentka o niezbyt wygórowanych ambicjach - chce zostać nauczycielką, przypadkowo zachodzi w ciążę. Próbuje uporządkować swój świat, pytając kim jest, skąd jest, co będzie mogła przekazać dziecku, jeśli je urodzi. Bo kolejne pytanie to: urodzić czy usunąć? Z kim to dziecko? Jak w filmie, komiksie czy śnie, na scenie pojawiają się postacie, z którymi Wiktoria próbuje rozmawiać, ale jej pytania zostają bez odpowiedzi. Babcia, pytana o jej damsko-męskie przeżycia i poród, mówić nie chce, bo to świństwa. Rodzice zajęci są jedzeniem obiadu, a dla ojca ważniejsza jest prognoza pogody niż ważna informacja od córki. Dopiero zdanie