Jerzy Krzysztoń napisał zręczną sztukę psychologiczną o niewydarzonej miłości. Dał jej tytuł "Rodzina pechowców". Oto młody malarz kocha dziewczynę, zadurzoną w nim do niepamięci. Zwichrowany malarz lęka się prawdziwej miłości i ucieka przed nią w objęcia pospolitej puszczalskiej. Dziewczynę podsuwa przyjacielowi-poecie, gdyż ten zdolny jest do prawdziwej miłości. Poeta, również w dziewczynie zakochany, nie znajduje wzajemności, a w swej naiwnej prostocie, nie przejrzał gry przyjaciela. Ten konflikt sprzeczności, zwielokrotnionych pomysłowo, kończy się smutno. Krzysztoń osadził swą sztukę we współczesności, w znanym nam, zawiedzionym pokoleniu "wściekłych" - angry young men. Jednak konflikt ten mógł się rozegrać w każdym innym środowisku i czasie. Cóż czyni inscenizator J. {#os#10275}Grotowski{/#}? Z okrojonego tekstu sztuki robi scenariusz, dając mu frapujący tytuł "Bogowie deszczu". Aktualizuje problem i uwyraźnia
Tytuł oryginalny
Skądże Bogowie?
Źródło:
Materiał nadesłany
Tygodnik Powszechny Nr 40