Kolejny spektakl niewykorzystanej szansy - o "Być jak Frank Sinatra" w reż. Witolda Mazurkiewicza w Teatrze Rampa w Warszawie pisze Agnieszka Serlikowska z Nowej Siły Krytycznej.
Kameralna scena Teatru Rampa, na niej dwóch aktorów i aktorka. Obok - zespół. Niemal na wyciągnięcie ręki publiczności, jakby wprost z zadymionego, jazzowego klubu. Gitara, kontrabas, perkusja, fortepian, a przy nim mistrz - Włodzimierz Nahorny. Muzycy i aktorzy wspólnie opowiadają historię o człowieku, który myślał, że jest słynnym Frankiem Sinatrą. "Sinatra. Frank Sinatra" - przedstawia się główny bohater spektaklu (Jarosław Tomica). I choć śpiewa swoje słynne piosenki po polsku, publiczność początkowo wierzy w jego tożsamość. Iluzję pomagają mu kreować piękne tłumaczenia Wojciecha Młynarskiego, które doskonale wpisują się w muzykę Sondheima, Parksa, czy Rodgersa. Jednak przerysowane postacie przewijające się przez scenę, przaśne wnętrza i dziwne zachowanie głównego bohatera szybko wywołują podejrzenie, że coś jest nie tak. Gabinet rodem z "Ojca Chrzestnego" zmienia się w psychiatryczną kozetkę, a nasz Sinatra okazuje się Wie