Laureat tytułu Antyfaszysty Roku, poeta, dziennikarz, twórca niszowego, ale znanego Teatru Migrator. To do niedawna wizerunek Simona Mola, podejrzanego o zainfekowanie partnerek wirusem HIV. Uwodził nie tylko kobiety, ale także instytucje. I dobrze z tego żył - piszą Bertold Kittel, Maja Narbutt i Agata Byrska w Rzeczpospolitej.
Legenda Simona Mola powstawała przez siedem lat. Nikt nie ośmielał się już mówić o faktach, które nie pasowały do jego medialnego wizerunku. Wątpliwości ukrywano, a każda kolejna publikacja budowała jego popularność - mówi jedna z osób, które współpracowały z nim przy inicjatywach kulturalnych. - Gdyby nie kilka zdesperowanych kobiet, które zechciały mówić, prawda o Simonie Molu nigdy nie ujrzałaby światła dziennego. Aresztowanie Mola pod zarzutem zakażenia czterech byłych partnerek wirusem HIV nastąpiło w momencie, gdy ten uchodźca z egzotycznego Kamerunu był w Polsce u szczytu sławy. Obsypywany zaszczytami guru środowisk antyfaszystowskich i antyrasistowskich, poeta i twórca niszowego, ale znanego Teatru Migrator, bohater reportaży i kronik kulturalnych. Do perfekcji doprowadził lawirowanie między organizacjami pozarządowymi, samorządowymi i rządowymi. Umiał wykorzystać do tego zapatrzonych w niego dziennikarzy. Budował swoją legend�