- Mam żal do Teatru Rozmaitości. Przeglądając ich album fotografii ze spektakli Warlikowskiego, nie znalazłam w nim ani "Elektry", ani "Poskromienia złośnicy". Tłumaczono mi, że do albumu weszły tylko spektakle Rozmaitości i te robione za granicą. Moim zdaniem to pycha. Warlikowski nie jest własnością Rozmaitości, pracował w Krakowie, w Poznaniu, w Warszawie - w teatrach Studio i Dramatycznym - mówi DANUTA STENKA, aktorka Teatru Narodowego w Warszawie.
ALEKSANDRA REMBOWSKA Pomówmy o Twojej pracy nad "Kobietą z morza" i o spotkaniu z Robertem Wilsonem. Na czym polegała trudność w kontakcie z gotowym dziełem, wzorem, w który trzeba było wskoczyć? DANUTA STENKA Zaczęło się od castingu. To było na rok przed przyjazdem Wilsona do Warszawy. Zadzwonił do mnie Piotr Cieślak. To on zaproponował Wilsonowi kandydaturę Władysława Kowalskiego i moją. Powiedział mi wówczas, że casting ma objąć resztę obsady, bo my, Władek i ja, jesteśmy "na fix". Jednak mimo to do udziału w castingu nas zaproszono. Myślałam: "Jezu, co za bufon, traktuje nas jak marionetki". "Przejdź w ciągu minuty jeden metr" - rozkazywał Wilson. Później dopiero zrozumiałam, jakie to trudne. REMBOWSKA Czy czułaś się upokorzona? STENKA Myślę, że nie jesteśmy przyzwyczajeni do castingów teatralnych. Pewnie gdybyśmy musieli zagrać sceny z partnerem, byłoby łatwiej, czulibyśmy się bliżej naszej pracy. A ten casting sprowadzał s