34. Warszawskie Spotkania Teatralne. Pisze Jan Bończa-Szabłowski w
Rzeczpospolitej.
Najmodniejsi są dziś reżyserzy lubiący eksperymenty. A jednak największą wartością pozostaje wciąż aktorstwo. Organizatorzy tegorocznych 34. Warszawskich Spotkań Teatralnych mają powody do satysfakcji. Mimo okrojonych dotacji udało się zaprosić spektakle, o których w ostatnich miesiącach było głośno. A widzowie mogli się też przekonać o kondycji artystycznej wielu modnych reżyserów. Prawie połowa zaproszonych przedstawień to inscenizacja klasyki. I nie jest to przypadek ani przejaw osobistych gustów selekcjonera dobierającego spektakle. W zalewie pisanych naprędce scenariuszy teatralnych swą wyższość wciąż wykazują przedstawienia bazujące na sztukach uznanych dramaturgów. Najciekawiej wypadły "Czarownice z Salem" [na zdjęciu] Arthura Millera z Teatru Wybrzeże. Właśnie dlatego, że Adam Nalepa zaufał autorowi, nie uległ natomiast modzie, by wpisywać utwór w bieżące konteksty społeczno-polityczno-religijne. Ocalił ponadczasowe