Z pewnym rozrzewnieniem możemy sobie powspominać, że przed laty było we Wrocławiu pewne teatralne święto o dużym prestiżu artystycznym, które się nazywało Festiwal Polskich Sztuk Współczesnych. Zjeżdżały najlepsze polskie teatry z najlepszymi polskimi aktorami, tłumy waliły, pod kasami stały kilometrowe kolejki, długością konkurujące tylko z kolejkami nałogowych oglądaczy Przeglądu Piosenki Aktorskiej. Ale to już przeszłość. Przeglądając repertuary krajowych scen, trudno by było uskładać choć ćwiartkę chowającego się coraz głębiej w historii festiwalu. Zadawanie w tym miejscu pytania - Dlaczego nasze teatry nie grają polskich sztuk współczesnych? - brzmi w kapitalistycznej rzeczywistości infantylnie. Rynek, czyli widz, według dyrektorów teatrów, nie lubi polskich sztuk i nie chce ich oglądać. Kto udowodni, że to nieprawda? A znalazł się taki jeden! I to we Wrocławiu! Dyrektor Zbigniew {#os#2351}Lesień{/#} wy
Tytuł oryginalny
Siedem dni, ale nie tydzień - jedna sztuka, ale nie dramat
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Robotnicza Nr 76