To mogło być zabawne przedstawienie. Komedię amerykańskiego pisarza Murraya Schisgala "Sie kochamy" (szlagier repertuarowy z połowy lat sześćdziesiątych) ogłądałem kiedyś na łódzkiej scenie im. Jaracza i bawiłem się wówczas zupełnie nieźle. Być może to ja skłonniejszy byłem wtedy do śmiechu; niemniej faktem jest, że spektakl w "Kwadracie" wydał mi się teraz znacznie mniej zabawny, a chwilami po prostu irytujący. A przecież tekst Schisgala w tłumaczeniu Adama Tarna nic nie stracił ze swoich walorów. Sztuka jest zgrabnie napisana, dialog żywy, zaskakujący i dowcipny; postacie są wyraźnie zarysowane i pozostawiają spore pole manewru aktorom. Do tego sytuacja dramatyczna wydaje się dla komedii wymarzona. Wręcz farsowa. Oto bowiem, pełen życiowego optymizmu Milt (gra go Paweł {#os#204}Wawrzecki{/#}), znudzony jest paroletnim małżeństwem z Ellen (Joanna {#os#5546}Jędryka{/#}). "Podrzuca" więc żonę przypadkowo napotkanemu
Tytuł oryginalny
Sie bawimy
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Warszawy Nr 217