Nie pomogły litanie ks. Twardowskiego z muzyką Koniecznego
Autorstwo Karola Wojtyły i rocznicowa okazja to za mało, by mierzyć się z "Bratem naszego Boga" na scenie. Potrzeba jeszcze pomysłu. Reżyser Paweł Aigner go nie miał. Tekst sztuki wzbogacony wierszami księdza Jana Twardowskiego z muzyką Zygmunta Koniecznego, jak i genialne solo obojowe Mariusza Pędziałka, to wartości niepodważalne, ale z osobna. W niezbornym przedstawieniu giną. Sztuka mówi o duchowej przemianie artysty malarza Adama Chmielowskiego (Mieczysław Morański) w sługę bożego. Jako brat Albert kwestował w Krakowie na rzecz bezdomnych. Po stu latach autor, papież Jan Paweł uczynił go świętym. Opowieść Wojtyły powstała ok. 1950 r. dla krakowskiego Teatru Rapsodycznego Mieczysława Kotlarczyka. Odrębność i wielkość powstałej podczas okupacji sceny polegała na wystawianiu dzieł opiewających doniosłe wydarzenia historyczne i bohaterskie czyny. Dziś, by uniknąć patosu, twórcy urozmaicili dramat litaniami ks. Twardowskiego i Konieczneg