Skończył się pierwszy, pełny, nowy sezon w Teatrze Wielkim w Warszawie. Operę przekształca się przez wiele lat, ale kierunek zmian można już spostrzec na samym początku - pisze Michał Bristiger w Tygodniku Powszechnym.
Scena wielka została oddana wielkiemu repertuarowi, dziełom Giordano, Pucciniego, Mozarta, zmierzono się z Brittenem, podjęto arcytrudną próbę sił z "Wozzeckiem" Albana Berga, a w Roku Mozartowskim powiedziano "Czarodziejskim fletem" [na zdjęciu scena z przedstawienia] z Achimem Freyerem: "jesteśmy też i my, w Warszawie". A jeszcze sprawdziły się formy koncertowe z "Walkirią" Wagnera (z udziałem Placido Domingo) i z "Romeo i Julią" Berlioza pod dyrekcją Marka Minkowskiego. Orkiestra ustabilizowała swój poziom (już poprzednio podwyższony przez Jacka Kaspszyka), tak że kształtowanie teraz przedstawienia przez dyrygenta, przez Kazimierza Korda, staje się problemem realnym. Bez solistów zachowanych w pamięci nie ma oczywiście opery, a pozostają one dla mnie jako postaci. Te postaci nie zatraciły się w czasie, który minął - Wozzeck błąka się nadal po nieludzkim świecie ("my biedni ludzie"), Szalona Brittena zdobywa się na przebaczenie, Mimi znajduje wew