Z zapowiedzi kilku polskich teatrów wynika, że przygotowują premiery dramatów Villqista, polskiego autora ukrywającego się pod tym ze skandynawska brzmiącym pseudonimem. "Nocą Helvera" otworzyło nowy sezon telewizyjne Studio Teatralne Dwójki, a w dwa tygodnie później warszawski Teatr Powszechny. Takiego entree nie miał chyba żaden polski dramaturg, jeśli nie liczyć błyskotliwego debiutu scenicznego Sławomira Mrożka.
"Noc Helvera" jest utworem niezwykłym. To przenikliwe studium faszyzmu, a właściwie każdej ideologii opartej na nietolerancji, mogło zakończyć się artystyczną klapą. Autor bowiem starannie zatarł ślady prowadzące do konkretnego miejsca i czasu akcji. Rzecz toczy się zatem w jakimś kraju i w jakiejś bliżej nieokreślonej współczesności - dziś albo sto lat temu, w Skandynawii albo może w Chorwacji. To odkonkretnienie dalszego tła idzie jednak w parze z natrętną konkretnością bohaterów, kobiety matkującej psychicznie zwichniętemu młodzieńcowi, którego kiedyś przygarnęła i teraz wychowuje nie bez uczuć wykraczających poza granice macierzyńskie, i jej niedorozwiniętego, przybranego syna. Na szczęście więc nie jest to sztuka, w której dyskutują ze sobą idee, ale żywe, mięsiście narysowane postacie psychicznych rozbitków. Karla i Helver szukają w sobie nawzajem ratunku przed okrucieństwem świata. Tymczasem fala ksenofobicznych rozruchów p