- Choć mała zabawimy się - woła chłopak, przekrzykując ogłuszającą muzykę techno. Powyginana sylwetka panny zbliża się do niego w stroboskopowych światłach, bez oporu poddaje się jego rytmowi. Ich miłość jest szybka niczym ręka didżeja miksującego płyty i tabletka extasy, pozwalająca utrzymać się w formie. Neonowy świat wciąga, daje kopa i szansę na zupełnie odmienną scenerię miłości niż jeszcze przed kilku laty. Bo miłość - jak wynika z warszawskiego "Magnetyzmu serca", opartego na "Ślubach panieńskich" Aleksandra Fredry - od wieków jest taką samą grą między dwojgiem ludzi, prowadzoną w rytm wciąż tak samo pikającego serca. Zmieniają się tylko czasy, mody, obyczajowość. Reżyserujący przedstawienie Grzegorz Jarzyna, ukrywający się tym razem pod pseudonimem Sylwia Torsh, pokazał ją przez różne teatralne konwencje. Pierwsze sceny "Magnetyzmu serca" dzieją się w klasycznym, XIX-wiecznym dwo
Tytuł oryginalny
Serduszko puka w rytmie techno
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Krakowska+Echo Krakowa nr 288