"Spamalot, czyli Monty Python i święty Graal" w reż. Macieja Korwina w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Po premierze drugiej obsady pisze Piotr Wyszomirski w Gazecie Świętojańskiej.
Czy można śmiać się szczerze i śmiało z Żydów, gejów, Boga i Arki Gdynia bez obaw o posądzenie o antysemityzm, homofobię, antyklerykalizm i sprzyjanie Lechii Gdańsk? Gdyńska inscenizacja "Spamalota" pokazuje, że nie tylko można, ale trzeba. Streszczanie fabuły "Spamalota" nie jest zadaniem zbyt rozsądnym, bo w tym "kopniętym" musicalu fabuła raczej przeszkadza w prezentacji kolejnych gagów, więc możliwie jak najkrócej: jeszcze podczas uwertury dyrygent strzela z rewolweru do fałszującego trębacza, uwalniając orkiestrę i słuchaczy od nieudacznika. Już w pierwszym numerze wykonawcy mylą Finlandię z Anglią (Finland zamiast England, także ponadczasowa aluzja do zdolności artykulacyjnych niektórych naszych śpiewaków), by później już wszystko się ze wszystkim myliło i mieszało. Po drodze król Brytów, na pół lub ćwierć mityczny Artur, zbiera rycerzy Okrągłego Stołu i dostaje zadanie od Boga - znalezienie świętego Graala. Grupa głupkow