"Sen srebrny Salomei" - jeden m najbogatszych w odniesienia, najbardziej poszerzających historyczno-polityczną paletę romantyzmu dramatów polskich. W roku 1834 "Pan Tadeusz" Mickiewicza, "cudownie pogodne dzieło", w jednym kołysanka i sielanka, propozycja bezkrytycznego, rozgrzeszającego stylu retro. I w dziesięć lat później - ów "Sen srebrny Salomei" Słowackiego, jako głośne, dźwięczne w pysk, wymierzone uładzonej i uświęconej wizji polskiej przeszłości szlacheckiej.
UKRAINA XVIII-wieczna nie była sielanką z Zalewskiego, a Gruszczyńscy - choć dzielni i szlachetni - przecie stanowili tylko kółeczka maszyny historycznej, bynajmniej nie obmyślonej dla szczęścia ludu tamtejszego. Krew się tam lała i zawiązywało ogniwo konfliktu, wzajemnych niesprawiedliwości, które tak wielkim cieniem miały się położyć na późniejszych dziejach sąsiedztwa polsko-ukraińskiego. Czy dziwne, że się ten utwór tak mało podobał współczesnym? I czy nie znamienne, że tylko sam Słowacki był pewny, iż właśnie ten jego utwór - jak mało który - ostałby się przed takimi sędziami sztuki, którzy nie znoszą fałszu? Pomysł dramatu - bardzo literacki: romanse powikłane wśród mroku wichury dziejowej. Znaczenie jednak dramatu - bardzo nieliterackie, albo i pewniej ponadliterackie: polityka, historia, osąd surowy. Nie ma w tym żadnej istotnej sprzeczności, chociaż - przyznać trzeba - teatralnej recepcji "Snu srebrnego Salomei" owa dwoi