Inscenizatorzy odczuwają czasem potrzebę poprzedzenia spektaklu symbolicznym prologiem niemym. Tak postąpił Edmund Wierciński, wystawiając w Warszawie "Fantazego". Podobnie i w reżyserowanym przez Krystynę Skuszankę "Śnie srebrnym Salomei" główne postacie utworu pojawiają się chwilę na scenie, by przejść z zapalonymi świecami.
Wydaje mi się, że właśnie owe świece stanowią tu element istotny. Motyw ten zjawia się już w samym tekście: w akcie pierwszym Semenko nagle gasi świecę w rozmowie z Salusią, by nie poznała przyczyn jego bladości. Ale w inscenizacji Skuszanki sprawy te nabierają jeszcze większego znaczenia. Raz po raz wraca obraz o znacznej sugestywności, w którym świece, trzymane w rękach, odgrywają rolę istotną. Przypomnijmy choćby scenę sądu nad Semenką. Nie trudno zgadnąć, że owe świece nie stanowią w przedstawieniu elementu tylko zdobniczego. Światło sztuczne nie jest potrzebne w dzień; zapala się je w ciemnościach nocy. Otóż "Sen srebrny Salomei" (jak słusznie spostrzegli historycy literatury) ma akcję, która się rozgrywa w ciągu kilku następujących po sobie nocy. Akcja ta zostaje przerwana w momentach wschodu słońca; rozpoczyna się na nowo o zmierzchu. Tę niezwykłą, a bardzo istotną cechę "Snu srebrnego Salomei" - przypominać nam się zdaje