Historia Jana Wilkowskiego z jednej strony pozwala na wykreowanie barwnych postaci, z drugiej - w subtelny sposób przypomina dzieciom, jak wielką wartością jest dobroć, rodzicom zaś - że czasem warto posłuchać swojego potomka, wbrew rozsądkowi i konwenansom - o spektaklu "Tymoteusz wśród ptaków" w reż. Arkadiusza Klucznika w Teatrze Baj w Warszawie pisze Justyna Czarnota z Nowej Siły Krytycznej.
Ostatnią premierą w sezonie 2010/2011 w Teatrze im. Andersena w Lublinie był "Tymoteusz wśród ptaków" w reżyserii dyrektora teatru Arkadiusza Klucznika. W czerwcu odbyły się co prawda pokazy "Kaloszy szczęścia" w reż. Ewy Piotrowskiej, dyrektorki warszawskiego Teatru Baj, ich oficjalną premierę zaplanowano dopiero na październik. Organizowanie kilku a nawet kilkunastu pokazów przedpremierowych zdaje się być swoistą strategią marketingową stosowaną na lubelskiej scenie od jakiegoś czasu. Nie o tym chcę jednak pisać, ale o realizacji "Tymoteusz wśród ptaków" Arkadiusza Klucznika, która otworzyła sezon w warszawskim "Baju". Stanowi ona właściwie przeniesienie lubelskiego oryginału: w nowej obsadzie, z kosmetycznymi zmianami i w bogatszej oprawie. Majowa premiera wzbudziła we mnie wątpliwości i obiekcje - we wrześniu dały o sobie znać z nową mocą. Akcja tej części cyklu o przygodach niedźwiadka Tymoteusza Rymcimci autorstwa Jana Wilkowskiego roz